Podszedłem do Caroline.
-Nie masz się czym martwić- rzekłem.- Wszystko będzie dobrze- zapewniłem, po czym przyciągnąłem do siebie Caroline.- Puki nie każesz pić mi swojej krwi... Wszystko mam pod kontrolą- zaśmieliśmy się. Po chwili Caroline objęła mnie jeszcze mocniej.
-Co ty robisz?- spytałem lekko rozbawiony.
-Nic... Po prostu cię słucham...- zmarszczyłem brwi, bo nie do końca zrozumiałem.
-Słuchasz mnie?
-Tak... Słucham bicia twojego serca- na te słowa zaśmiałem się.
-To chyba znak, że jestem żywy. Chociaż... Twoje serce również bije- Caroline stała tak blisko mnie, że to wyczuwałem.
Właśnie w tamtym momencie zrozumiałem, że miłość to nie tylko uczucie, którym darzą się wzajemnie dwie osoby, ale także wielki dar, o który trzeba walczyć za wszelką cenę.- Kocham cię, Aniele- dłonią uniosłem jej twarz ku swojej. Lekko się pochyliłem i pocałowałem ją.
-To teraz jestem Aniołem?- spytała z uśmiechem, odsuwając się ode mnie nie więcej jak na dwa centymetry.
-A widzisz tu innego Anioła?- zaśmiałem się, patrząc jej w oczy.
-Stoi przede mną- rzekła.
-Temu Aniołowi niestety zabrano skrzydła- rzekłem i ponownie ją pocałowałem.
<Caroline?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz