W spokoju przemierzałem leśne ścieżki. Jedynym towarzyszem, który dotrzymywał mi kroku był mój kruk- Horus. Wędrując dłuższy czas natrafiłem na dość duży, pusty na kształt elipsy teren. Wyciągnąłem z kołczanu strzałę zakończoną czerwonymi piórkami, po czym przyłożyłem ją do cięciwy. Rozejrzałem się w koło siebie, czy w pobliżu nikogo nie ma. W skupieniu uniosłem na właściwą wysokość łuk. Naciągnąłem cięciwę, wymierzyłem cel po czym obluzowałem palce i strzała ze ze świstem ruszyła przed siebie. Zaraz po niej wystrzeliłem kolejną w ten sam punkt. Podbiegłem do drzewa, w które wbiły się obie strzały i tak jak podejrzewałem druga trafiła idealnie w to samo miejsce co pierwsza, rozłamując ją na dwie części.
W pewnym momencie Horus zaczął przeraźliwie kruczeć. Niedługo po tym zobaczyłem szybującego go kilka metrów nad moją głową. Tworzył w locie dziwne kombinacje, które nie oznaczały, że w pobliży jest wilkołak tudzież wampir. Po chwili skrzeczenie ustało. Zapanowała totalna cisza i nawet wiatr przestał zdmuchiwać szeleszczące liście z drzew, a ptaki pochowały się w ich koronach. Cicho, a zarazem szybko wyjąłem strzałę i przystawiłem ją do cięciwy. Moje wszystkie zmysły w jednej chwili wyostrzyły się. Horus zniknął mi z oczu. Czułem się tak jakby czas nagle się zatrzymał. Było tak cicho, że zacząłem słyszeć równe bicie swojego serca.
Nagle ciszę zakłócił cichy trzask; odgłos łamanej gałęzi rozniósł się echem odbijającym się od drzew, które były przede mną. Naciągnąłem cięciwę. Mimo wszystko zachowywałem zimną krew, gdyż ufałem Horus'owi, który wyraźnie zakomunikował mi, że to ani wilkołak ni krwiopijca. Nie spodziewając się podmuchy wiatru znowu się nasiliły, trzepot ptasich skrzydeł powrócił, a Horus jak gdyby nigdy nic przycupnął na wyprostowanej strzale, gotowej do wystrzału. Rozejrzałem się w około i opuściłem swobodnie łuk, a strzałę ponownie umieściłem w kołczanie. Czarny ptak usiadł na moim lewym ramieniu.
W głębi lasu dostrzegłem jakiś ruch. Średniej wielkości postać zaczęła powoli się do mnie zbliżać. Osunąłem kaptur na plecy i przyjrzałem się uważniej. Moim oczom ukazał się młody chłopak. Prędzej spodziewałbym się spotkać tu leśniczego, niż jakiegoś nastolatka. Chłopak przyjrzał się mi badawczym wzrokiem.
-Skąd pochodzisz?- spytał spokojnie.
-A co cię to interesuje?- odburknąłem nieprzyjemnie.
Nastolatek wyjął dłonie z kieszeni ciemnej bluzy. Na jego prawej, zewnętrznej stronie dłoni dostrzegłem czarny symbol niczym tatuaż.
-Jak widzisz nie jesteś tu jedynym łowcą- odparł chłopak.- Właściwie co robisz w tej części świata? Nie jesteś stąd prawda?- dopytywał się.
-Nie, nie jestem. A robię pewnie to co ty. Czyli zabijam wilkołaki, wampiry i ewentualnie inne tego typu pasożyty.
-Rozumiem. Muszę przyznać, że nie trudno tu o napotkanie wilkołaka, czy wampira. Z kilkoma z nich mamy taki jakby sojusz.
-To żart prawda?- zaśmiałem się cicho.
-W cale nie- pokręcił przecząco głową.- Musisz się dostosować.
-Jest tu więcej łowców?- spytałem.
-Puki co to tylko my dwaj. Chodź pokażę ci naszą okolicę. A tak po za tym to jestem Jeremy Gilbert- dodał.
-Mów mi Arrow. Arrow Varjo. Mógłbym tu zostać na jakiś czas?- spytałem z nadzieją.
<Jeremy odpiszesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz