Całowałem Caroline po ustach i szyi, a dłońmi lekko i czule pieściłem jej ciało. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że znowu mógłbym ją zranić lub nawet stracić...
Zrobiłem krok do przodu, chwilę po tym następny. Caroline, którą obejmowałem, powoli cofała się. Po chwili Caroline potknęła się i upadła. Upadek nie był bolesny, ponieważ materac mojego łóżka zamortyzował go. Szybkim ruchem zdjąłem szatę i położyłem się na Caroline.
Czułem jakby chwila zamieniła się w wieczność... W wieczność bez końca...
<Caroline?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz