Przewróciłem oczami.
-Dobrze, ciociu Maggie! - Podniosłem głos tak że brzmiałem jak małe dziecko. Zaśmiała się.
-No idź!
-Może lepiej pójdę najpierw do piwnicy - Mruknąłem
-Co tam jest? - Spytała zaciekawiona. Poszedłem na dół olewając jej słowa. Usłyszałem jak idzie za mną. Piwnica jest średniej wielkości i jest całkowicie z betonu. Była tam dwójka drzwi. Jedne były umocnione a w małym okienku znajdowały się kraty. Drugie prowadziły do pomieszczenia z małą szklarnią. Przyszedłem tu ponieważ jest tu mój mały składzik krwi ukradzionej z szpitala. Gdy Maggie oglądała uprawę werbeny mojego (niestety) bratanka, ja opróżniłem połowę przeniośniej lodówki
-Hodujesz werbenę?
-Nie, ta uprawa jest mojego bratanka
-Bratanka?
-Taa... Jest, a raczej był ponieważ już nie żyje, podawany w mieście jako mój i Stefana wujek ponieważ był od nas ''starszy''
-Nie żyje? - Spytała
-Został zamordowany
-Przez kogo?
-Nie pytaj - Mój głos stał się ostry. ''W końcu się dowie że nie jesteś potworem. Że nie jesteś tym za kogo cię uważa'' podpowiedział mi instynkt. Kazał mi wyjść, trzasnąć drzwiami, uciec do miasta i pić, pić, pić (oczywiście krew). Boże, staję się Stefan'em. Chcę ale nie mogę
( Maggie? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz