- Co się stało ? - spytałam ostro.
- Nic takiego... - odparł wymijająco.
- MÓW ! - prawie krzyknęłam. Milczał.
- No dobra to w końcu twoja sprawa - powiedziałam, odwruciłam się na pięcie i wyszłam z jego pokoju. Niewiedziałam czy postąpiłam właściwie. Jeremi wcale na siebie nie uwarzał. Mugł zabić się w karzdej chwili. Niewiedziałam czy nawet ta rana nie jest śmiertelna. Gdybym zakochała się w nim jeszcze bardziej, a on by zginą to było by mi trudniej. Następnego dnia rano poszłam do pokoju Jeremiego żeby przynieść mu śniadanie.
( Jeremi ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz